Na początek wystarczyła zmiana firan;) i drzemka. Naprawdę nie pamiętam kiedy ostatnio miałam drzemkę..chyba tylko gdy chorowałam. Zebrałam energię, Poszukałam inspiracji u innych szafiarek i ot tak coś powstało. A mianowicie- wyszperałam kawałek futerka, takiego na gumki do zaczepienia. Wzięłam swój płaszcz w obroty. Przyszyłam małe guziki przy kołnierzu, zeczepiłam futerko i doszyłam w 3 meisjcach zeby nie fruwało. Guzik? a czemu nie zielony! taki mały kolorowy akcent:)
Zdjęcia zawdzięczam mężowi. Były by wczesniej gdyby nie aparat... Kilka dni wczesniej przyszykowałam się, zapakowałam mojego Smerfa i ruszyłam w najdalsze zakątki, tak aby nie zbłaźnić się przed ludźmi. Podziwiam naprawde Miss Ferreire za profesjonalizm w obcowaniu z ludźmi, wiadomo że nie raz są to kibole, zboki, albo kto wie kto jeszcze, no i stress. Ja na pierwszy strzał postanowiłam zapuścić się w leśne gąszcze, a zeby było bezpiecznie i mniej stresu;) Szłam daleko, naprawde daleko, a gdy Smerf zaczął jęczeć z niewiadomych powodów, droga się dłużyła. W dodatku ponaglał mnie czas, bo obiad zrobić trzeba;) .Na początku śmiał się z dźwięku samowyzwalacza. Obładowany zajadaczami, był szczęśliwy. Potem mnie zaczepiał. A 10 minut później zaczął po mnie krzyczeć, wyrzucać ciastka, wafelki ryżowe i inne cuda, i marudzić że są na ziemi...To nic. Ani jedno zdjęcie nie wyszło. Z uporem maniaka próbowałam blokować ostrość na gałęzi i kierować w docelowe miejsce. No niestety, lustrzanką chyba nie można zrobić sobie w plenerze dobrych zdjęć.